Friday 4 April 2014

Syndrom Kopciuszka...czyli kto wysoko lata ten nisko upada i twardo laduje

Moge stwierdzic ze cierpie na syndrom kopciuszka, krory od czasu do czasu moze wystrojony jak krolewna pobalowac na wielkich salach. Bucikow wprawdzie nie gubie bo byloby to za drogie hobby a znalezc ksiecia ktory by je uczciwie zwrocil to raczej problem w tych czasach. W codzinnym zyciu musze pracowac. Wstawac codziennie rano, nastawiac alarm z 20 minutowym wyprzedzeniem bo potrzebuje do tych 20 minut aby sie zaklimatyzowac pobrzebudzeniowo. Kiedys katowalam sie kladzeniem zrodla alarmu (czytaj: telefon) na drugim koncu pokoju I bieganiem do niego codziennie rano (no, ruch tez od razu byl), odkad zaczelam znowu sie z Kims spotykac (o Kims bedzie pozniej), przenioslam zrodlo alarmu na zaglowek aby byl bardziej pod reka. Musze sie przyznac ze czas spedzony w lazience to jakies 40 minut podzielone na dwa etapy: przed I po sniadaniowy. Przed to mycie, wklepywanie kremow I inne intymne sprawy toaletowe, nastepnie jest sniadanie (w tym czasie krem sie wchlania! tak, czas jest wykorzystywany na maxa), pozniej mycie zebow, makijaz no I szybkie ubieranie w rzeczy najczesciej przygotowane dzien wczesniej (jestem na czas aby zlapac autobus) lub wyszukane tego samego dnia (spozniam sie na autobus I jestem na "styk" w biurze lub lekko sie spozniam obwiniajac oczywiscie komunikacje miejska, co nikogo nie dziwi bo w Kraninie Deszczowcow autobusy jezdza jak chca). Jezeli juz mowa o autobusach to jest to zazwyczaj zagadka kiedy przyjedzie I czy w ogole przyjedzie a nastepnie czy sie dojedzie. Kazdy kierowca autobusu bowiem w poprzednim wcieleniu (lub tym samym jedynie wczesniej) byl kierowca rajdowym lub wozil ziemniaki ciazarowka. Po wkroczeniu do tego srodka trensportu I okazaniu kierowcy tygodniowki (lub zakupie takowej) nalezy jak najszybciej zlapac sie jakiejs wolnej rurki. Na wolne miejsce rankiem w mojej lini nie ma szans, zwalnia sie dopiero po pierwszych trzech przystankach gdy 2/3cie pasazerow wysiadzie w scislym centrum, probujac wykopac mnie z butow, wydrzec z odzienia wierzchniego I wyszarpac torebke po drodze. Nikt nie przeprasza ani nawet sie nie oglada, po prostu nie nalezy stac nikomu w drodze I juz.
Moje dotychczasowe doswiadczenie z mieszkancami owej krainy nie jest najlepsze I pomimo ciaglego pytania "are you all right", deszczowcy nie sprawiaja na mnie wrazenia kulturalnego I obytego narodu - wrecz przeciwnie. Bardzo czesto spotykam sie w pracy z roznymi okazami chamstwa telefonicznego, I chociaz w ten sposob powieksza sie zakres mojego slownictwa nie sadze abym kiedykolwiek chciala skorzystac z tej czesci. W pracy spedzam wiekszosc czesc dnia I jestem w domu okolo 18.00 jesli mam szczescie (czytaj: autobus jest na czas lub w ogole jest). Tamdziez czeka na mnie kot, zawsze spragniony I zawsze glodny, eventualnie oczekujacy swoich ciasteczek lub paleczek. Smierdzi to okrutnie, nie wiem jak smakuje I nie chce wiedziec. Czasem zastanawiam sie jednak czy nie jest to nadziane jakimis drogami bo moj kot dostaje slinotoku jak tylko widzi opakowanie lub slyszy jego szelest. Od probowania powstrzymuje mnie smrod I ryzyko miauczenia pod wlasnym oknem w srodku nocy tudziez drzwiami sypialni.
W dni kiedy nie jestem meczona przez ataki lenistwa spora czesc wieczoru spedzam w klubie fitness probujac wykonczyc sie fizycznie za pomoca aparatury do kardio lub do cwiczen miesniowych, lubie za to zajecia jogi I pilates. W weekendy sprawy maja sie inaczej. Wtedy w ciagu dnia robie swoje tygodniowe zakupy (utarta procedura, znajomi sprzedawcy = swieza mieta, niespotykane przyprawy), pije kawe w Nero (obserwuje przechodniow lub przegladam nowy numer Healthy), sprzatam, piore, (staram sie nie prasowac bo nienawidze, chyba ze na prawde sie bez tego nie obejdzie), no i morduje sie znowu w silowni a pozniej...biore prysznic, zmywam z siebie kopciuszka I jako Cindrella wychodze na bal (czytaj: restauracja, teatr lub inne przedstawienie, koncert, ballet itp) odbierana przez Ksiecia.
Raz w miesiacu udaje sie sama w podroz aby odwiedzic Ksiecia na dluzszy lub krotszy weekend do krainy gor, sera I (drogich) zegarkow chodzacych zawsze na czas. Owe weekendy spedzam pedzac  na wysokich obcasach po butikach, klubach I restauracjach, zwiedzam galerie, poznaje ciekawych ludzi I jak to kopciuszek udzielam sie towarzysko rozdzielajac skromne usmiechy przy boku mniej skromnego ksiecia. Po owych weekendach dostaje znowu kopa w dupe od losu I opuszczam rozowe obloki ladujac twardo w szarej rzeczywistosci Krainy Deszczowcow.

No comments:

Post a Comment