Tuesday 12 May 2015

Wiesci z nowego palacu

Nie chce zaczynac jak kazda inna dusza dreczona wyrzutami sumienia ze tak dlugo mnie tu nie bylo. Wyrzutow nie mam, chociaz posiadam sumienie. Zaczne wiec inaczej, mianowicie ze tego ranka to zobaczylam tylko dupe...czyli tyl autobusu ktory mial mnie zawiezc do pracy aby siasc za biurkiem o 7:30...Tak dziwny to czas zaczynania dnia w biurze ale jak sie pracuje dla Europy gdzie panuje roznica czasowa to juz tak sie ma. Za to, moge sobie do domciu tez isc na czas - w owej bowiem Europie o 17:00 tutaj to tam juz ludziska obiadek zjedli. Tak wiec dopasowanie torebki do reszty szatek sprawilo ze spoznilam sie zaledwie o 2 minuty I caly moj misterny plan poszedl w tyly... Nie wiem jak to jest: kiedy ja jestem na czas to moj srodek lokomocji moze pojawic sie nawet 10 minut pozniej, kiedy ja jestem "na styk" to on jest na czas a nawet wczesniej. Nawet nie moge tego nazwac tego zlosliwoscia rzeczy martwych bo przeciez kierowca w srodku zywy jest...bynajmniej na poczatku swojej dniowki.
Co sie dzialo przez ten czas gdy mnie tu nie bylo? Najpierw oczywiscie bylam na Malcie - o tym napisze w osobnym poscie a nastepnie zaczelam swoja blyskotliwa kariere w nowym miejscu. Przez miesiac czasu moj dzien zaczynal sie o 3:40 I konczyl o 20:00, do lozka chodzilam bowiem zaraz po Ulicy Sezamkowej a w weekendy brakowalo mi owego czasu - zaplanowane bylo wszystko, czego w tygodniu zrobic nie moglam. Dni mijaly szybciutko, spedzane w biurze I podrozy - kazdego dnia minium 3 godziny wiec ucieszylam sie gdy wreszcie nadszedl dzien przeprowadzki do nowego palacu. Troche brakowalo mi na poczatku porannego biegania do pociagu I porannej kawy na wynos ale dostalam za to prawie poltorej godziny wiecej snu... Ksiaze chociaz raz mnie nie zawiodl I pojawil sie na czas, wyposazony w srodek transportowy I corke lat 13. Nie wiem jaka miala byc jej rola bo wiekszosc pudel byla tak ciezka ze nawet ja ich dobrze od ziemi oderwac nie moglam. Nie macie pojecia co moze zgenerowac jedna kobieta w 2.5 roku...W nowym palacu zajelam wiec wszystkie dostepne szafy i schowki i mieszkajac samotnie w apartamencie z dwoma sypialniami i dwoma lazienkami i salonem z otwarta kuchnia, zastanawiam sie jak ja miescilam sie wczesniej w jednym pokoju praktycznie...skandal po prostu jak sie rozpuscilam tutaj. Mieszkanko jest praktycznie prawie do konca urzadzone, wyczyszczone i wylizane i po kolejnym miesiacu zaczyna wygladac i pachniec jak moj dom. King Khan zakochal sie od pierwszego wejrzenia, nie wspominajac juz nawet o luksusie wlasnego miejsca w garazu. Ja sama lubie spedzac w moim gniazdku kazda wolna chwile, ile ich zostanie po pracy. Nowe miejsce wciagnelo mnie zupelnie i czesto odpalam laptopa jeszcze wieczorem aby popracowac lub jestem w biurze w sobote rano. Jak sie mawia bez pracy nie ma kolaczy i zaczely sie one wlasnie pojawiac w postaci maili z laurami za wszystkie dopiete przeze mnie projekty na ostatni guzik. Po dwoch miesiacach stalam sie ekspertem od rzeczy trudnych i niemozliwych zaczynajac praktycznie od zera. Wedlug proroczych przepowiesci Khana za pol roku powinnam byc juz managerem - ja nie patrze na to przez pryzmat milosci i bardziej realistycznie wyznaczylam sobie 5 letni plan co to po tym czasie powinnam miec tam swoj pokoj. Nie wiem czy wspominalam ale budynek w ktorym miesci sie nasza firma prawdopodobnie kiedys byl wypasionym klasztorem i same ogladanie architektury fasady i niektorych wnetrz juz jest nagroda. Poza tym nareszcie robie to co lubie i jestem zupelnie happy w tym wydziale. Niestety sprawy sercowe utknely w miejscu...wyglada na to ze nie mozna miec wszystkiego. W pewnym stopniu sama sie do tego przyczynilam, ostudzilam bowiem zapedy nowo nabytego kolegi, ktory probowal wcisnac mi kit o nieszczesliwym pozyciu z dziewczyna: czekal na wlasciwy czas aby z nia zerwac...haha. Na cos takiego nie ma wlasciwego czasu: zawsze beda czyjes urodziny, jakas rocznica albo jakies swieto. Poza tym ja nie lubie srac w miejscu w ktorym jem - wiec w pracy nie romansuje - tylko sobie wyobrazcie jaki burdel sie robi w pracy gdy relacja sie nie uklada lub nawet gdy jest ok ale sprawa staje sie zecza publiczna. Druga sprawa jest fakt ze jestem egoistka i sie nie dziele. Chce miec pana sama dla siebie. Wiem ze dla nich to jest ok bo w jednym miejscu ktos sprzata, gotuje i koszule prasuje a w drugim jest fajnie ale ja nie chce grac drugich skrzypiec...chociaz do prasowania koszul to tez sie nie rwe, mam teraz dostatecznie swoich. One night stands w rachube tez nie wchodza - az taka desperatka nie jestem i tylka na smietniku nie znalazlam. Tak wiec pan dostal kubel zimnej wody na glowe, ktora rowniez poczestowalam Ksiecia ktory tuz po przeprowadzce zoskoczyl mnie soczystym pocalunkiem ktory nic wspolnego z przyjacielskim nie mial. Tak wiec i Ksiaze dostal linijka po lapach i ostrzezenie aby owy incydent sie wiecej nie powtarzal. Z jego reakcji widzialam ze byl bardzo zaskoczony ale ja nie chce byc jego "zapchaj dziura"zanim pojawi sie cos nowego. Pozniej jak zwykle dostalabym stek klamstw polany sosem z lez i zalu bo oczywiscie on by nie mogl tego zrobic rodzicom....tym razem nie zrobi "tego"i mnie. Bedzie musial znalezc inna ofiare z czym na pewno nie bedzie mial duzych trudnosci. Tak wiec pomimo iz za oknem mojego balkonu jest wiosna i na zielonej, swiezej trawce panowie sobie w kulki graja - w moim sercu jeszcze panuje zima ...lecz w kazdej chwili moga zaczac sie roztopy! :-)

No comments:

Post a Comment